Efekt kursora dostarczyły profilki.pl

czwartek, 19 lutego 2015

Wróciłam...



Wróciłam już ponad dwa tygodnie temu, ale wir codziennych spraw porwał mnie bez reszty. Skąd wróciłam? Z Afryki! Byłam w Egipcie. To jedna z moich najbardziej egzotycznych podróży, przywiozłam z niej mnóstwo wrażeń, wspomnień, smaków, obrazów. Jeśli macie ochotę podzielę się nimi z Wami :)


Przygoda egipska nie wydarzyłaby się nigdy i nie byłaby tak wspaniała, gdyby nie moja przyjaciółka Dorota, która żyje w Egipcie od dwóch lat i chce tam pozostać. Dorotka zaprosiła mnie do siebie, otoczyła najtroskliwszą opieką i pokazała Egipt prawdziwy, nie taki z hotelowego okna. Dziękuję Ci Kochana!
Egipt to kraj kontrastów, zupełnie jak miejsce gdzie skalista, wielokolorowa pustynia zderza się z bujną całoroczną zielenią terenów wokół Nilu. Nikogo tu nie dziwi, że obok dzielnicy slumsów zbudowano najbogatszą marinę, w której trzymają jachty bogacze,  szejkowie, aktorzy itp., a obok rybnego suku czyli targu z wszystkimi jego zapachami, pyszni się najokazalszy meczet w Hurghadzie.





 osiołek w korku





 meczet





kawiarenka w stylu staroarbskim




sklep z przyprawami




sklep z owocami




kiosk z gazetami (na chodniku, gazety przyciśnięte kamieniami)



Porzucone po rewolucji lub z powodu nieudanego biznesu hotele i sklepy niszczeją, co krok natykamy się na nieukończoną budowę, na ulicach leży dużo śmieci i papierków, ale w tle bije w oczy turkus Morza Czerwonego, a śmieci nikną przy roślinności i kwiatach. Rośliny kwitną tu cały rok, nawet teraz, kiedy mamy egipską zimę. Egipska zima charakteryzuje się temperaturą między dwadzieścia a trzydzieści stopni, ale Egipcjanie chodzą często w puchowych kurtkach, kozakach i zimowych galabijach.








Sposób jazdy samochodem to druga rzecz, która zwraca uwagę. Taksówek i busików jest mnóstwo. Jeżdżą cały czas i przez całą dobę. Cały czas trąbią, ale nie w głośny przedłużający agresywny polski sposób, tylko potrąbują sobie jakby od niechcenia, abyś zwrócił na nie uwagę. Przez pierwsze dwa dni ciągle słyszałam to trąbienie, potem się przyzwyczaiłam. Przepisy raczej nie obowiązują, więc samochody jeżdżą jak chcą. Przejście przez jezdnię jest więc nie lada wyczynem, pasów nie ma, a  to znaczy trzeba iść i już. Samochody Cie nie potrącą, tylko ominą (nawet zajeżdżając drogę innemu pojazdowi), ale na pewno żaden nie zatrzyma się, żeby Cię przepuścić. Natomiast system komunikacji miejskiej jest najbardziej genialny jaki poznałam. Po całym mieście porusza się dużo białych busików, które zatrzymują się na machnięcie ręką tam gdzie chcesz. W taki sam sposób działają przystanki przy wysiadaniu. Na busik nie czekałyśmy nigdy dłużej niż trzy minuty, a bilet kosztował około pięćdziesięciu polskich groszy.
Ludzie są niezwykle pogodni i otwarci. Pomijam nachalność, którą możemy spotkać na typowo turystycznych szlakach. Osoby, które od wielu lat wykonują cały czas taką samą pracę mają siłę i ochotę, żeby się uśmiechać, życzliwie rozmawiać, żartować. U nas to takie rzadkie…

 Arabowie nie uznają samotności, mają liczne rodziny, wiele rodzeństwa i kuzynów. Nie potrafią siedzieć obok siebie z ponurą miną i w milczeniu. Nie widziałam też osób, które byłyby zdenerwowane, ale jeśli dochodzi do jakiejś kłótni lub konfliktu, natychmiast angażują się wszyscy, którzy są w najbliższym sąsiedztwie. Ja nie byłam świadkiem takiego wydarzenia, ale słyszałam opowieści :)   Spokój zawdzięczają podejściu do życia, które dobrze ilustruje powiedzenie „Jak Allach pozwoli”, ale wiecie – „jak nie pozwoli” to widocznie tak miało być :)



Jedzenie! Wspaniały temat! Smakowało mi wszystko co jadłam. Całoroczny dostęp do świeżych warzyw i owoców to cudowna sprawa :) Kupowałyśmy je na suku. Popatrzcie sami na zdjęcia – orgia zapachów i kolorów :)






młodziutki sympatyczny chłopiec sprzedający na suku (tak, tak w Egipcie dzieci często pracują)


 

 Egipskie potrawy zawsze są podawane w towarzystwie chleba, który trochę przypomina nasz podpłomyk i działa czasami jak kanapka, a czasem zastępuje sztućce. Potrawy podaje się w wielu małych miseczkach, w niektórych znajdują się dodatki czyli pasty i sosy. Na śniadanie jadałyśmy sery (mój ulubiony kupowany w sklepiku u Syryjczyków, którzy niestety musieli uciekać z własnego kraju), pomidory i ogóreczki, jajka i falafle, kotleciki z roślin strączkowych smażone w głębokim tłuszczu. Dania obiadowe to często duszone warzywa (Musa-a), również z dodatkiem takich jak okra, której u nas nie ma, nadziewane farszem cukinie, farsz zawijany w liście np. winogron, smażone w głębokim tłuszczu malutkie bakłażany i pasta z nich zrobiona. Podawane są także ziemniaki i zupy np. zielona mulochija trochę jak nasza szczawiowa. Do wielu zup Egipcjanie wciskają sok z limonki. Nie mogę zapomnieć o moim ulubionym daniu - koszeri. Jest to mieszanka ryżu, drobnych makaronów, brązowej soczewicy i cieciorki posypana uprażoną na sypko cebulką. To danie zajada się z sosem pomidorowo-czosnkowym i zagryza torszi, rodzajem pikli z marchwi irzepy marynowanych w słonej i bardzo pikantnej zalewie. Koszeri robiłam już na obiad w domu, może nie wyszło idealnie jak egipskie, ale od oryginału bardzo nie odbiegało. Wszystkie potrawy jadłyśmy w ulicznych barach i knajpkach, koszt jedzenie był naprawdę nieduży, kłopotów żołądkowych nie miałam ani razu. 





mulochija, kofta (kiełbaska z baraniny) i tahini (pasta sezamowa)




Egipcjanie piją herbatę (w małych szklaneczkach i bardzo słodką) , dużo kawy często przyprawionej kardamonem i karkade czyli czerwoną herbatę z kwiatów hibiskusa, ale uwierzcie- smakuje tam inaczej J. Jeśli zawierasz transakcję handlową w sklepie często kupiec częstuje Cię napojami. Niegrzecznie jest odmówić, źle jest też widziana wizyta w sklepie i wyjście bez zakupów. Na ulicach co krok są też małe barki, w których można kupić świeżo wyciśnięte soki np. asab z trzciny cukrowej, sok z mango, truskawek czy cytrusów. Podczas mojego pobytu w Hurghadzie akurat był sezon na pomarańcze i truskawki (pyszne!), ale sezon na banany nigdy się tu nie kończy, zbierane są 4 razy w roku.
 






Alkoholu Arabowie nie piją (chyba, ze w ukryciu domów), nie ma takich sklepów , oprócz duty free dla turystów. Za to Egipcjanie przesiadują w tzw. cofee shopach, gdzie dyskutują, palą sziszę, piją kawę i grają w gry planszowe. I palą. Prawie wszyscy i wszędzie – w busikach, taksówkach, sklepach, kantorach, urzędach i na ulicy.
Zwierząt jest dużo, przede wszystkim dzikie koty, traktowane z dużym szacunkiem. Są nieco inne niż europejskie, jasne, szczuplejsze i jakby bardziej „spiczaste”. Rzadko który wygląda na zabiedzonego i raczej nikt ich nie przegania, więc wchodzą do sklepów, domów, na balkony, leżaki na plażach. W mieście można też spotkać stada psów, bezdomnych. Podobno schodzą z pustyni, ale niektóre mają w uszach jakby kolczyki.  Dokarmiają je ludzie a one rozkładają się na trotuarach największego deptaka czyli Mamszy i sobie śpią w promieniach słońca, czasem w towarzystwie szczeniąt. Zwykle wieczorem znikają, może wracają na pustynie lub ukrywają się na niezamieszkanych terenach budów?
 







czasami trafia się ogromny pelikan, dla uświadomienia wielkości sfotografowany z Dorotką :)




 Na ciąg dalszy zapraszam jutro, a w zasadzie dzisiaj tylko wieczorem. Nie chciałabym Was znużyć, a mam jeszcze trochę do opowiadania. Dobrej nocy!





3 komentarze:

  1. No nareszcie relacja. Długo musieliśmy czekać! Ale sam wiem, jak to jest zebrać się z napisaniem czegoś po przyjeździe :). Super tam miałaś!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj! Piękna relacja Marta, czytałam z zapartym tchem i jak będzie więcej to nie będę miała nic przeciwko :) To musi być coś niesamowitego poznać zupełnie inne miejsce, od tego w którym żyjemy, inne zwyczaje, potrawy, inny świat....

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie miałam wielką nadzieję, że będziesz toczyć barwne opowieści ze swojej podróży, bardzo ich pragnęłam :)
    Czekam zatem na dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń